czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 9

ROZDZIAL 9
Annabeth

  Leżałam sobie z dziurami w brzuchu oraz pogruchotanymi żebrami, wpatrując się w sklepienie i słuchając agonalnych jęków Lamii. Kiedy mi się przyśniła, obudziłam się wystraszona, ale od razu zaczęłam domyślać się, kim była owa kobieta. Wtedy momentalnie podniosłam się z ziemi i rozpoczęłam poszukiwania Percy'ego. Chodziłam w tę i z powrotem, wołając go, chociaż wiedziałam, że mi nie odpowie.
  I nagle usłyszałam jego pełny bólu, krótki krzyk.
  Zaczęłam biec w stronę, z której dochodził. Cały czas poruszałam się tym samym kopalnianym korytarzem. Zanim dotarłam na miejsce, pokonałam drogę o długości mniej więcej kilometra. Może mnie, jednakże moje nogi odczuły to tak, jakbym wbiegała na Mount Everest podczas zamieci śnieżnej. Czas jakby zwolnił swój bieg, kiedy zobaczyłam bezradnego Percy'ego, który był nieprzytomny i znowu krwawił. W przypływie niepohamowanego gniewu rzuciłam się na potwora. No, ADHD też odwaliło swoją robotę.
  Nie był to czyn godny córki bogini mądrości i strategii. Bez broni, bez planu. Grunt, że poskutkowało. Lamia prażyła się w liżących ją kolorowych płomieniach, a moje obrażenia nie były groźne dla życia. 
  Wstałam. Dziwne - zginając się w ogóle nie czułam bólu, a przecież powinnam i to bardzo wyraźnie. Adrenalina najwyraźniej jeszcze mnie nie opuściła. Przeniosłam wzrok na Percy'ego i znalazłam się przy nim w oka mgnieniu, wydając z siebie zduszony okrzyk. Ze skroni spływała mu strużka krwi. Bardzo ostrożnie dotknęłam jej, sprawdzając czy aby nie jest złamana lub pęknięta. Na szczęście nie była i bogom niech będą dzięki. Potem spojrzałam na jego odświeżoną ranę, która była teraz jeszcze dłuższa. I nabrała nieco żółtego koloru. Nie, nie, nie. To niemożliwe! Głupia żółć! Przeklęta hydra! Czy znowu będę musiała coś sobie rozcinać? Spojrzałam na swój brzuch. Nie, to nie będzie konieczne.
  Uklękłam przed swoim chłopakiem. Starłam dłonią krew wypływającą z moich ran i przystawiłam ją do piersi Percy'ego. Kilka kropel spadło na jego ranę i wymieszało się z jego krwią, ale to wszystko. Nic innego się nie wydarzyło. Spróbowałam raz jeszcze, lecz nadaremnie. Odpychający żółtawy kolor nie zniknął, rana nie zasklepiła się. Dlaczego to nie działa? Jeśli tak dalej pójdzie, stracę go. Tak, wiem - mamy krew gorgony. Ale która jest która? Która zabija, a która uzdrawia? Owszem, w "Poradniku zdrowia dla herosa" znajduje się przepis na odtrutkę, lecz skąd mamy wziąć potrzebne składniki? Gdzie znajdę pył z rogu jednorożca albo włos nimfy wodnej? Zapewne Chejron ma to wszystko, jednakże możemy nie zdążyć na czas do Obozu Herosów, a wtedy... 
  Annabeth, opanuj się. Będzie dobrze -powiedział głos w mojej głowie. Taaa, łatwo ci mówić.
  Z ogniska wciąż wydobywało się straszliwe wycie Lamii, chociaż już dawno powinna spłonąć. Dlaczego tak się nie dzieje? Zerknęłam w tamtą stronę. Z pomiędzy płomieni wydostawały się twarz Lamii i jej szponiaste ręce. Trwała tam tak przez pół minuty, szarpiąc się i walcząc o życie, by w końcu rozsypać się w pył. Ta sytuacja powtarzała się cały czas. Wychodzi na to, że sam ogień nie mógł jej zabić. Potrzebowałam niebiańskiego spiżu.
  Wyjęłam Orkana z kieszeni jeansów Percy'ego, po czym skierowałam się w stronę potwora. Z ciężkim sercem muszę przyznać, że ta jej okrutna twarz naprawdę mnie przerażała. Zmusiłam się, by na nią spojrzeć. Stałam tak blisko ognia, iż miałam wrażenie, że żar topi mi skórę z taką łatwością jakbym była z wosku. Uniosłam miecz i zadałam ostateczny cios. Lamia rozsypała się w pył. Już nie próbowała powstać, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
  Adrenalina zaczęła opuszczać moje ciało, a na jej miejsce powoli wstępował ból. Ambrozja. Potrzebuję ambrozji. Percy także. Oczywiście nie wzięłam ze sobą naszych plecaków. To oznacza długą wędrówkę. No, ale jak trzeba, to trzeba. Już miałam wyruszać, ale o czymś sobie przypomniałam. Może by tak uwolnić Percy'ego z tych lin? Podeszłam do niego i spróbowałam przeciąć sznur Orkanem. Nic. Świetnie - zaczarowana lina. Tylko tego mi było trzeba. Będę musiała go rozwiązać. Spojrzałam na moje trzęsące się ręce i pogruchotane żebra. W tym stanie raczej nie dam rady tego zrobić. A może go tak zostawić? Przecież jest nieprzytomny, więc nic nie czuje. Zrobię to szybciej i lepiej, kiedy będę już zdrowa i w pełni sił. Nic mu się nie stanie, jeśli będzie trwał w takiej pozycji jeszcze przez godzinkę. 
  Od kiedy zrobiłam się taka bezduszna?
  Ruszyłam w drogę, powłócząc nogami, które miałam jak z waty. W trzęsącej się dłoni wciąż trzymałam Orkana - na wszelki wypadek. Kiedy tak szłam, znów miałam wrażenie jakbym wbiegała na Mount Everest, tylko że tym razem jego powierzchnia zamieniła się w błoto sięgające do kostek. Gdy już dotarłam na miejsce, żebra pulsowały bólem, a rany na podbrzuszu piekły tak, jakby je przypalano żywym ogniem. 
  Szybko wepchnęłam sobie kawałek ambrozji do ust. Miała smak niebieskich naleśników pani Jackson, które ostatnio wraz z Percym jadłam na śniadanie. Po moim ciele rozeszła się fala rozkosznego ciepła i ból ustąpił. Na jego miejsce raźnym krokiem wstąpiła energia. Jeszcze tylko prysznic i poczułabym się jak młody bóg - a raczej bogini.
  Zarzuciłam plecak Percy'ego na ramiona, a swój wzięłam do rąk. Percy wcale nie przesadził mówiąc, że jego plecak waży ze dwadzieścia kilogramów. Według Afrodyty była tam woda - według mnie, kamienie. Ruszyłam w drogę powrotną dziarskim krokiem. Czułam się świetnie, a po dłuższej chwili wolny chód zaczął mnie nudzić, więc puściłam się biegiem. Oczywiście, było mi też śpieszno do Percy'ego. Co jakiś czas, na węglowych ścianach migały znaki Dedala, przypominając mi o tym, że wciąż znajdujemy się w Labiryncie. 
  Kiedy już dotarłam z powrotem na miejsce, rzuciłam plecaki oraz miecz na ziemię i dopadłam do Percy'ego. Rozwiązanie sznura było zaskakująco łatwe. Moje ręce śmigały rozplątując go. Po chwili Percy był rozwiązany i ułożyłam go na ziemi. Włożyłam mu do ust kawałek ambrozji i zalałam odrobiną nektaru. Potem wytarłam mu krew z twarzy kawałkiem materiału z jego, i tak już rozpadającej się, koszulki. Minie jeszcze maksymalnie godzina zanim się obudzi. Włożyłam mu Orkana z powrotem do kieszeni. 
  Oparłam się o ścianę i zamknęłam powieki. Nie chciało mi się spać. Ambrozja podziałała na mnie jak filiżanka naprawdę mocnego espresso. Żebra jeszcze trochę mnie bolały, ale to tylko kwestia czasu. Zaczęłam rozmyślać o tym, gdzie się znaleźliśmy. Niby w Labiryncie, ale... Coś mi tu nie pasuje.  Za mało rozwidleń, za długie i za mało kręte korytarze. Jedno się zgadza - na każdym kroku są potwory albo - nie wiem, co gorsze - bogowie. Jesteśmy tutaj... Ile? Dwa dni? Trzy? Straciłam poczucie czasu. W każdym razie, w tym czasie (a był on krótki), w którym tu jesteśmy już kilka razy mogliśmy umrzeć. No cóż, nie takie miałam plany na wakacje.
  Z braku lepszych rzeczy do roboty, zaczęłam przeglądać zawartość naszych plecaków. W plecaku Percy'ego faktycznie była woda - dokładniej dziesięć dwulitrowych butelek. W moim znalazłam jedzenie. Było tam kilka tuzinów kanapek, ciastka, owoce i tym podobne. Znalazłam jeszcze nożyk do owoców. Do walki mi się raczej nie przyda, chyba że zaatakuje mnie jakieś psychopatyczne jabłko.
  Percy poruszył się niespokojnie.
  - Wody - wycharczał.
  - Już. Chwila.
  Chwyciłam butelkę i wlewałam mu jej zawartość do ust. Po opróżnieniu połowy dotknął mojej dłoni i otworzył oczy. Przestałam go poić i sięgnęłam po korek, aby zakręcić butelkę. Już miałam to zrobić, ale w oczy rzucił mi się napis na wewnętrznej stronie nakrętki. Przyjrzałam się dokładniej. Znajdowało się na niej jedno słowo - "CÓRKĘ", a pod nim widniały trzy pionowe kreski. Mogła to być rzymska trójka - III.
  Tymczasem Percy usiadł i oparł się o ścianę obok mnie.
  - Co jest? - zapytał.
  W odpowiedzi pokazałam mu korek. Wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym mi go oddał.
  - Hmmm... Może to jakiś tajny kod - zastanawiał się. - No wiesz, taki jak w filmach z Jamesem Bondem. Może da się tym uratować świat, czy coś. Jestem geniuszem.
  - Nie, Percy. Jesteś idiotą.
  - I za to mnie kochasz.
  - Niestety, to prawda.
  Pocałował mnie i objął ramieniem.
  - To co teraz robimy?
  - Musimy dowiedzieć się, co to oznacza. - Zastanowiłam się przez chwilę. - Percy, czy mógłbyś mi podać drugą butelkę wody?
  - Jasne.
  Gdy otrzymałam butelkę, szybko ją odkręciłam, prawie oblewając się wodą. Tym razem na nakrętce widniało słowo "SPOKOJU", a pod nim była rzymska ósemka - VII. Spojrzałam na Percy'ego spod uniesionych brwi, a on podał mi kolejną butelkę. Na tym korku pisało "ODNAJDZIECIE" pod spodem była rzymska piątka - V. Odkręcaliśmy kolejne butelki i ułożyliśmy korki dobrej kolejności. W ten sposób powstało hasło: "GDY JUŻ CÓRKĘ APOLLA ODNAJDZIECIE, NA CHWILĘ SPOKOJU LICZYĆ MOŻECIE".
  - Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, mamy odnaleźć jakąś córkę Apolla, a to nam zapewni chwilę spokoju?
  - Dokładnie.
  - Aha, super. A może jakaś mała wskazówka? Na przykład... no nie wiem. Gdzie jej szukać?
  - Nie mam zielonego pojęcia, Percy. Może sama nas znajdzie?
  - Tak, na pewno. Ale nie marnujmy czasu. Lepiej ruszyć w drogę.
  - Na pewno? Lepiej się czujesz? A twoja rana? Boli?
  - Na pewno. - Przewrócił oczami. - Annabeth, nie dramatyzuj.
  - Nie dramatyzuję!
  Dźwignęliśmy si na nogi i zarzuciliśmy plecaki na ramiona. Szliśmy przed siebie, trzymając się za ręce. Nie minęło wiele czasu, gdy dotarliśmy do rozwidlenia. Przed nami stały otworem dwa korytarze. Jeden był porośnięty dżunglą pokrzyw mojej wysokości. Drugi składał się z ciągu piwnic jakichś domów.
  - No cóż - powiedział Percy sceptycznym tonem - wybór jest oczywisty, jak mniemam.
  - Chyba że lubisz przedzierać się przez pokrzywy, ale tego nie polecam.
  - To idziemy w lewo.
  Więc szliśmy sobie piwnicami, potykając się o miotły oraz ziemniaki i wpadając na regały z przetworami. Mijaliśmy jedną za drugą. To musiało być duże osiedle. Gdy wchodziliśmy do czternastej z kolei, na schodach pojawiła się czarnowłosa niewiasta. Stanęliśmy jak wryci, a ona patrzyła na nas zaskoczonym wzrokiem. Nagle na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
  - Percy! Annabeth! - powiedziała melodyjnym głosem. - Apollo opowiadał mi o was.
************************************************
Rozdział miał być dodany we wtorek, ale tak się złożyło, że wszystkie sprzęty mi wysiadły :)
Przepraszam za spóźnienie i pozdrawiam.
Oczywiście liczę na komentarze :*










5 komentarzy:

  1. świtenie :D
    jestem ciakawa co dalej<33

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem strasznie ciekawa tej dziewczyny :)
    rozdział boski xD
    nie mogę doczekać się nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział!
    Jestem ciekawa co będzie z tą dziewczyną. Czyżby to ona była tą curką Apollina?
    Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału
    Życzę weny! :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :) dodaj następny, tylko szybko ;)

    OdpowiedzUsuń