ROZDZIAL 9
Annabeth
Annabeth
Leżałam
sobie z dziurami w brzuchu oraz pogruchotanymi żebrami, wpatrując się w
sklepienie i słuchając agonalnych jęków Lamii. Kiedy mi się przyśniła,
obudziłam się wystraszona, ale od razu zaczęłam domyślać się, kim była owa
kobieta. Wtedy momentalnie podniosłam się z ziemi i rozpoczęłam poszukiwania
Percy'ego. Chodziłam w tę i z powrotem, wołając go, chociaż wiedziałam, że mi
nie odpowie.
I nagle usłyszałam jego pełny bólu, krótki krzyk.
Zaczęłam biec w stronę, z której dochodził. Cały czas poruszałam się tym samym
kopalnianym korytarzem. Zanim dotarłam na miejsce, pokonałam drogę o długości
mniej więcej kilometra. Może mnie, jednakże moje nogi odczuły to tak, jakbym
wbiegała na Mount Everest podczas zamieci śnieżnej. Czas jakby zwolnił swój
bieg, kiedy zobaczyłam bezradnego Percy'ego, który był nieprzytomny i znowu
krwawił. W przypływie niepohamowanego gniewu rzuciłam się na potwora. No, ADHD
też odwaliło swoją robotę.
Nie był to czyn godny córki bogini mądrości i strategii. Bez broni, bez planu.
Grunt, że poskutkowało. Lamia prażyła się w liżących ją kolorowych płomieniach,
a moje obrażenia nie były groźne dla życia.
Wstałam. Dziwne - zginając się w ogóle nie czułam bólu, a przecież powinnam i
to bardzo wyraźnie. Adrenalina najwyraźniej jeszcze mnie nie opuściła.
Przeniosłam wzrok na Percy'ego i znalazłam się przy nim w oka mgnieniu, wydając
z siebie zduszony okrzyk. Ze skroni spływała mu strużka krwi. Bardzo ostrożnie
dotknęłam jej, sprawdzając czy aby nie jest złamana lub pęknięta. Na szczęście
nie była i bogom niech będą dzięki. Potem spojrzałam na jego odświeżoną ranę,
która była teraz jeszcze dłuższa. I nabrała nieco żółtego koloru. Nie, nie,
nie. To niemożliwe! Głupia żółć! Przeklęta hydra! Czy znowu będę musiała coś
sobie rozcinać? Spojrzałam na swój brzuch. Nie, to nie będzie konieczne.
Uklękłam przed swoim chłopakiem. Starłam dłonią krew wypływającą z moich ran i
przystawiłam ją do piersi Percy'ego. Kilka kropel spadło na jego ranę i
wymieszało się z jego krwią, ale to wszystko. Nic innego się nie wydarzyło.
Spróbowałam raz jeszcze, lecz nadaremnie. Odpychający żółtawy kolor nie
zniknął, rana nie zasklepiła się. Dlaczego to nie działa? Jeśli tak dalej
pójdzie, stracę go. Tak, wiem - mamy krew gorgony. Ale która jest która? Która
zabija, a która uzdrawia? Owszem, w "Poradniku zdrowia dla herosa"
znajduje się przepis na odtrutkę, lecz skąd mamy wziąć potrzebne składniki?
Gdzie znajdę pył z rogu jednorożca albo włos nimfy wodnej? Zapewne Chejron ma
to wszystko, jednakże możemy nie zdążyć na czas do Obozu Herosów, a wtedy...
Annabeth, opanuj się. Będzie dobrze -powiedział głos w mojej głowie. Taaa,
łatwo ci mówić.
Z ogniska wciąż wydobywało się straszliwe wycie Lamii, chociaż już dawno
powinna spłonąć. Dlaczego tak się nie dzieje? Zerknęłam w tamtą stronę. Z
pomiędzy płomieni wydostawały się twarz Lamii i jej szponiaste ręce. Trwała tam
tak przez pół minuty, szarpiąc się i walcząc o życie, by w końcu rozsypać się w
pył. Ta sytuacja powtarzała się cały czas. Wychodzi na to, że sam ogień nie mógł
jej zabić. Potrzebowałam niebiańskiego spiżu.
Wyjęłam Orkana z kieszeni jeansów Percy'ego, po czym skierowałam się w stronę
potwora. Z ciężkim sercem muszę przyznać, że ta jej okrutna twarz naprawdę mnie
przerażała. Zmusiłam się, by na nią spojrzeć. Stałam tak blisko ognia, iż
miałam wrażenie, że żar topi mi skórę z taką łatwością jakbym była z wosku.
Uniosłam miecz i zadałam ostateczny cios. Lamia rozsypała się w pył. Już nie
próbowała powstać, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
Adrenalina zaczęła opuszczać moje ciało, a na jej miejsce powoli wstępował ból.
Ambrozja. Potrzebuję ambrozji. Percy także. Oczywiście nie wzięłam ze sobą
naszych plecaków. To oznacza długą wędrówkę. No, ale jak trzeba, to trzeba. Już
miałam wyruszać, ale o czymś sobie przypomniałam. Może by tak uwolnić Percy'ego
z tych lin? Podeszłam do niego i spróbowałam przeciąć sznur Orkanem. Nic.
Świetnie - zaczarowana lina. Tylko tego mi było trzeba. Będę musiała go
rozwiązać. Spojrzałam na moje trzęsące się ręce i pogruchotane żebra. W tym
stanie raczej nie dam rady tego zrobić. A może go tak zostawić? Przecież jest
nieprzytomny, więc nic nie czuje. Zrobię to szybciej i lepiej, kiedy będę już
zdrowa i w pełni sił. Nic mu się nie stanie, jeśli będzie trwał w takiej
pozycji jeszcze przez godzinkę.
Od kiedy zrobiłam się taka bezduszna?
Ruszyłam w drogę, powłócząc nogami, które miałam jak z waty. W
trzęsącej się dłoni wciąż trzymałam Orkana - na wszelki wypadek. Kiedy tak
szłam, znów miałam wrażenie jakbym wbiegała na Mount Everest, tylko że tym
razem jego powierzchnia zamieniła się w błoto sięgające do kostek. Gdy już
dotarłam na miejsce, żebra pulsowały bólem, a rany na podbrzuszu piekły tak,
jakby je przypalano żywym ogniem.
Szybko wepchnęłam sobie kawałek ambrozji do ust. Miała smak niebieskich
naleśników pani Jackson, które ostatnio wraz z Percym jadłam na śniadanie. Po
moim ciele rozeszła się fala rozkosznego ciepła i ból ustąpił. Na jego miejsce
raźnym krokiem wstąpiła energia. Jeszcze tylko prysznic i poczułabym się jak młody
bóg - a raczej bogini.
Zarzuciłam plecak Percy'ego na ramiona, a swój wzięłam do rąk. Percy wcale nie
przesadził mówiąc, że jego plecak waży ze dwadzieścia kilogramów. Według
Afrodyty była tam woda - według mnie, kamienie. Ruszyłam w drogę powrotną dziarskim
krokiem. Czułam się świetnie, a po dłuższej chwili wolny chód zaczął mnie
nudzić, więc puściłam się biegiem. Oczywiście, było mi też śpieszno do
Percy'ego. Co jakiś czas, na węglowych ścianach migały znaki Dedala,
przypominając mi o tym, że wciąż znajdujemy się w Labiryncie.
Kiedy już dotarłam z powrotem na miejsce, rzuciłam plecaki oraz miecz na ziemię
i dopadłam do Percy'ego. Rozwiązanie sznura było zaskakująco łatwe. Moje ręce
śmigały rozplątując go. Po chwili Percy był rozwiązany i ułożyłam go na ziemi.
Włożyłam mu do ust kawałek ambrozji i zalałam odrobiną nektaru. Potem wytarłam
mu krew z twarzy kawałkiem materiału z jego, i tak już rozpadającej się,
koszulki. Minie jeszcze maksymalnie godzina zanim się obudzi. Włożyłam mu
Orkana z powrotem do kieszeni.
Oparłam się o ścianę i zamknęłam powieki. Nie chciało mi się spać. Ambrozja
podziałała na mnie jak filiżanka naprawdę mocnego espresso. Żebra jeszcze
trochę mnie bolały, ale to tylko kwestia czasu. Zaczęłam rozmyślać o tym, gdzie
się znaleźliśmy. Niby w Labiryncie, ale... Coś mi tu nie pasuje. Za mało
rozwidleń, za długie i za mało kręte korytarze. Jedno się zgadza - na każdym
kroku są potwory albo - nie wiem, co gorsze - bogowie. Jesteśmy tutaj... Ile?
Dwa dni? Trzy? Straciłam poczucie czasu. W każdym razie, w tym czasie (a był on
krótki), w którym tu jesteśmy już kilka razy mogliśmy umrzeć. No cóż, nie takie
miałam plany na wakacje.
Z braku lepszych rzeczy do roboty, zaczęłam przeglądać zawartość naszych
plecaków. W plecaku Percy'ego faktycznie była woda - dokładniej dziesięć
dwulitrowych butelek. W moim znalazłam jedzenie. Było tam kilka tuzinów
kanapek, ciastka, owoce i tym podobne. Znalazłam jeszcze nożyk do owoców. Do
walki mi się raczej nie przyda, chyba że zaatakuje mnie jakieś psychopatyczne
jabłko.
Percy poruszył się niespokojnie.
- Wody - wycharczał.
- Już. Chwila.
Chwyciłam butelkę i wlewałam mu jej zawartość do ust. Po opróżnieniu połowy
dotknął mojej dłoni i otworzył oczy. Przestałam go poić i sięgnęłam po korek,
aby zakręcić butelkę. Już miałam to zrobić, ale w oczy rzucił mi się napis na
wewnętrznej stronie nakrętki. Przyjrzałam się dokładniej. Znajdowało się na
niej jedno słowo - "CÓRKĘ", a pod nim widniały trzy pionowe kreski.
Mogła to być rzymska trójka - III.
Tymczasem Percy usiadł i oparł się o ścianę obok mnie.
- Co jest? - zapytał.
W odpowiedzi pokazałam mu korek. Wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym mi
go oddał.
- Hmmm... Może to jakiś tajny kod - zastanawiał się. - No wiesz, taki jak w
filmach z Jamesem Bondem. Może da się tym uratować świat, czy coś. Jestem
geniuszem.
- Nie, Percy. Jesteś idiotą.
- I za to mnie kochasz.
- Niestety, to prawda.
Pocałował mnie i objął ramieniem.
- To co teraz robimy?
- Musimy dowiedzieć się, co to oznacza. - Zastanowiłam się przez chwilę. -
Percy, czy mógłbyś mi podać drugą butelkę wody?
- Jasne.
Gdy otrzymałam butelkę, szybko ją odkręciłam, prawie oblewając się wodą. Tym
razem na nakrętce widniało słowo "SPOKOJU", a pod nim była rzymska
ósemka - VII. Spojrzałam na Percy'ego spod uniesionych brwi, a on podał mi
kolejną butelkę. Na tym korku pisało "ODNAJDZIECIE" pod spodem była
rzymska piątka - V. Odkręcaliśmy kolejne butelki i ułożyliśmy korki dobrej
kolejności. W ten sposób powstało hasło: "GDY JUŻ CÓRKĘ APOLLA
ODNAJDZIECIE, NA CHWILĘ SPOKOJU LICZYĆ MOŻECIE".
- Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, mamy odnaleźć jakąś córkę Apolla, a to nam
zapewni chwilę spokoju?
- Dokładnie.
- Aha, super. A może jakaś mała wskazówka? Na przykład... no nie wiem. Gdzie jej
szukać?
- Nie mam zielonego pojęcia, Percy. Może sama nas znajdzie?
- Tak, na pewno. Ale nie marnujmy czasu. Lepiej ruszyć w drogę.
- Na pewno? Lepiej się czujesz? A twoja rana? Boli?
- Na pewno. - Przewrócił oczami. - Annabeth, nie dramatyzuj.
- Nie dramatyzuję!
Dźwignęliśmy si na nogi i zarzuciliśmy plecaki na ramiona. Szliśmy przed
siebie, trzymając się za ręce. Nie minęło wiele czasu, gdy dotarliśmy do
rozwidlenia. Przed nami stały otworem dwa korytarze. Jeden był porośnięty
dżunglą pokrzyw mojej wysokości. Drugi składał się z ciągu piwnic jakichś
domów.
- No cóż - powiedział Percy sceptycznym tonem - wybór jest oczywisty, jak
mniemam.
- Chyba że lubisz przedzierać się przez pokrzywy, ale tego nie polecam.
- To idziemy w lewo.
Więc szliśmy sobie piwnicami, potykając się o miotły oraz ziemniaki i wpadając
na regały z przetworami. Mijaliśmy jedną za drugą. To musiało być duże osiedle.
Gdy wchodziliśmy do czternastej z kolei, na schodach pojawiła się czarnowłosa
niewiasta. Stanęliśmy jak wryci, a ona patrzyła na nas zaskoczonym wzrokiem.
Nagle na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Percy! Annabeth! - powiedziała melodyjnym głosem. - Apollo opowiadał mi o was.
************************************************
Rozdział miał być dodany we wtorek, ale tak się złożyło, że wszystkie sprzęty mi wysiadły :)
Przepraszam za spóźnienie i pozdrawiam.
Oczywiście liczę na komentarze :*
Rozdział miał być dodany we wtorek, ale tak się złożyło, że wszystkie sprzęty mi wysiadły :)
Przepraszam za spóźnienie i pozdrawiam.
Oczywiście liczę na komentarze :*
świtenie :D
OdpowiedzUsuńjestem ciakawa co dalej<33
Hej :D
OdpowiedzUsuńNominuję cię do LBA <3
jestem strasznie ciekawa tej dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńrozdział boski xD
nie mogę doczekać się nexta :*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie z tą dziewczyną. Czyżby to ona była tą curką Apollina?
Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału
Życzę weny! :))
Fajny rozdział :) dodaj następny, tylko szybko ;)
OdpowiedzUsuń