Rozdzial 6
Percy
Przed nimi
pojawiła się Steno. Włożyłem do kieszeni rękę i wyciągnąłem Orkana w postaci
długopisu. Węże na głowie gorgony były tak samo intensywnie zielone jak
zapamiętałem. Jej nogi koguta przykrywała sukienka w kwiaty. Na biodrach miała
założony szeroki pas, do którego miała przypięty termos i batoniki w srebrnej
folii. Uśmiechnęła się szeroko na nasz widok i powiedziała:
- Percy,
Annabeth! Witajcie moi znajomi! Jaka szkoda, że muszę was zabić.
- Cześć Steno! –
przywitałem się. – A gdzie się podziewa twoja siostra, jeśli można wiedzieć?
- Ach, nie martw
się o nią. Może jeszcze ją spotkacie. Oczywiście o ile przeżyjecie.
- Nie chcę ci
psuć humoru, ale nas jest dwoje, a ty jesteś jedna.
- Nie chcę ci
psuć humoru, chłoptasiu, ale oboje jesteście ranni i z tego co widzę, tylko ty
masz broń. – Uśmiechnęła się szyderczo.
No tak, cenna
uwaga. Ale wciąż możemy ją pokonać. Ja sam zabijałem ją i jej siostrę, Euryale,
mnóstwo razy. A teraz mam jeszcze Annabeth do pomocy.
- O to bym się
nie martwił – odparłem. – Jeśli mogę wiedzieć, co masz przypięte do pasa?
- Och, a po co ci
to wiedzieć? Zaraz umrzesz, ty i twoja panienka, i to ci się już nie przyda. Lecz jeśli
koniecznie chcesz wiedzieć, jest do pokarm bogów.
Annabeth ścisnęła
mocniej moją dłoń. Była jakoś mało rozmowna. Zwykle to ona rozmawiała z
potworami.
- A na co
potworowi nektar i ambrozja? – spytałem.
- Bogowie –
mruknęła. – Będziemy tak stać i ględzić czy zaczniemy walczyć?
- Jak sobie
chcesz – odpowiedziałem i ruszyłem do ataku.
Zdjąłem zatyczkę
z Orkana i miecz błysnął niebiańskim spiżem. Węże na głowie gorgony, jak dotąd
spokojne, teraz zasyczały i splunęły mi jadem w twarz. Odchyliłem się w bok i
obciąłem węże po prawej stronie głowy Steno. Teraz to ona zasyczała i rzuciła
się na mnie. Nim zdążyłem zareagować, uczepiła się mnie, tnąc moje ciało
pazurami. Strasznie mocno do pnie przywarła. Próbowałem ciąć ją Orkanem, ale
skutecznie blokowała mi ruchy.
W czasie tej
szarpaniny, Annabeth podeszła od tyłu do gorgony przyczajona, jak lwica podczas
polowania. Choć była upiornie blada, miała podkrążone oczy, zdarty policzek i
poczochrane włosy, wyglądała przepięknie, jak zawsze. Jej piękne szare oczy
jaśniały inteligencją. Czasami, gdy była mocno zamyślona albo rozwiązywała
jakąś niesamowicie trudną zagadkę, przypominała swoją matkę, Atenę.
Skup się, Percy,
upomniałem sam siebie. Jak już wspominałem, Annabeth podeszła od tyłu do
siostry Meduzy i z szybkością geparda zerwała pas z gorgony. Tym sposobem
rozluźniła jej uścisk i odsunęła ją trochę ode mnie. Wbiłem jej w brzuch i
Steno padła na podłogę. Po kilku sekundach została z niej tylko garstka pyłu. I
dwie gliniane buteleczki. No tak. Krew gogrgony.
- Potwór odesłany
z powrotem do Tartaru. – Odetchnąłem z
ulgą.
Przeniosłem wzrok
na Annabeth. Stała przy pochodni wpatrzona w pas i marszczyła brwi. Podniosłem buteleczki
i wsadziłem je do kieszeni bluzy. Następnie podszedłem do Annabeth i objąłem ją w
pasie. Drgnęła zaskoczona, ale po chwili rozluźniła się i oparła o mnie
plecami. Rana na mojej piesi mocno mnie zapiekła i gwałtownie wciągnąłem
powietrze.
- O jeny,
zapomniałam o twojej ranie. Przepraszam – zreflektowała się.
Annabeth odpięła
od pasa termos z netkarem i batonik z ambrozją, po czym schyliła się i
odłożyła pas na kamienną podłogę. Potem odwróciła się do mnie. Podała mi
termos, a sama otworzyła batonik. Spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem, jakby
oceniała moje obrażenia. Oprócz pamiątki po spotkaniu z hydrą, miałem liczne
zadrapania na rękach, brzuchu i szyi. Chyba nie muszę mówić, że moje ubrania
były podziurawione. Właściwie z koszulki zostały już tylko strzępy, ale lepsze
takie ubranie, niż żadne.
Annabeth oderwała
kawałek ambrozji i włożyła mi go do ust. Sama oderwała sobie kawałek o połowę
mniejszy od mojego. W miarę jedzenia ambrozji po moim ciele rozchodziło się
przyjemne ciepło. Żywność bogów miała smak jajecznicy zrobionej przez Annabeth.
Przyjrzałem się mojej dziewczynie. Jej skóra przybrała zdrowy kolor, sińce pod
oczami zniknęły, tak samo, jak otarcie na policzku. Rana na przedramieniu także
zniknęła, lecz zostawiła po sobie bliznę cienką i bladoróżową.
Spojrzałem na
siebie. Zadrapania zniknęły i ogólnie czułem się lepiej, lecz rana na klatce
piersiowej jak była, tak jest. Jasne, ból nieco zelżał, ale rana się nie
zrosła. Ciężki przypadek. Oczywiście miałem krew gorgony, ale nie chciałem
ryzykować. Krew z lewej połowy ciała leczyła z wszelkich ran i chorób, a ta z
prawej połowy gwarantowała szybką i bezbolesną śmierć. A może na odwrót...? Tak
czy inaczej wolałem nie ryzykować.
Annabeth
przyjrzała się mojej ranie.
- Hmm... Miałam
złudną nadzieję, że po ambrozji rana zniknie.
- A w tej twojej
książce nie piszą, jak się tego pozbyć?
- Piszą, ale nie
mamy odpowiednich materiałów. Jak zresztą widzisz, nie mamy prawie niczego.
- Myśl
pozytywnie. Jak to nie mamy? A Orkan, ambrozja, nektar, krew gorgony...
- Krew gorgony?
- ... książkę,
pas. Właśnie, pas. Dlaczego mu się tak przyglądałaś?
- Sam zobacz.
Podała mi pas. Obejrzałem
go z jednej i drugiej strony, ale nie zauważyłem niczego wyjątkowego. Zwykły
brązowy pas ze skóry.
- Ale tu nic nie
ma. – Annabeth przewróciła oczami i palcem wskazała mi miejsce na pasie.
Przyjrzałem się
wskazanemu miejscu dokładniej. Było tam coś napisane. Podszdłem bliżej do
pochodni, aby lepiej widzieć. „Najecie się do syta, w miejscu, gdzie przebywa
Afrodyta”. Zmarszczyłem brwi i oddałem pas Annabeth.
- Więc mamy
szukać Afrodyty, tak? – zapytałem.
- Na to wygląda –
odparła.
Mieliśmy do
wyboru dwie drogi. Jedna była kontynuacją kamiennego tunelu z pochodniami, za
to druga była długim korytarzem, ze ścianami pomalowanymi na różowy, miodowymi
panelami i zwisającymi z sufitu lampami okrytymi fioletowym abażurem. Z
korytarza unosił się zapach jaśminu, kwiatów i ciasteczek.
- To zbyt
oczywiste – stwierdziła Annabeth.
- Lepsze to niż
ten tunel. – Wzruszyłem ramionami.
- Wiesz, wcale
nie mam ochoty na spotkanie z Afrodytą, ale jeśli tam ma być jedzenie, to mam
ochotę tam pobiec.
- Więc chodźmy.
Zebraliśmy swoje
rzeczy i ruszyliśmy pastelowym korytarzem.
Świetny rozdział, czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńO rany!
OdpowiedzUsuńŚwietne rozdziały!
I te krótki rymowanki...
Czy ta cała maskarada, to przypadkiem nie jest może jakiś test?